niedziela, 31 maja 2015

Matsuri popieprzone po polsku.


Kolejny post o tym jak wywlekłam rzyć z domu. Tak, ja tez jestem bardzo zdziwiona. Koniec roku szkolnego zbliża się wielkimi krokami. Ocen tyle do poprawienia... nie wiem jak się z tym wyrobię, szczególnie że właśnie się rozchorowałam. Bagu pomagij mnie. Ale dlaczego miałabym przesiedzieć cały weekend w domu biorąc kontenery lekarstw, skoro mogłam pobroić na pikniku kultury japońskiej?


Było w porządku. Na początku myślałam, że tylko wejdziemy i zaraz wrócimy do domu ale spędziłyśmy tam nota bene cały dzień. Przyjechałyśmy dość późno, przez co nie załapałyśmy się na darmowe wachlarze i warsztaty kiri-e.

Czy ja wspominałam, że wybrałam się tam z Anną (Fosforyzującą wiedźmą, czy też po prostu Nagyszy)? W każdym razie zachowywałyśmy się jak rasowi pedofile. Wszędzie w koło latały małe japonki w yukatach, a my postanowiłyśmy je śledzić. To chore, ale były takie urocze!

Zaczęłyśmy od obejścia stoisk i zabierania dzieciom nagród w konkursach *dies irae*. Niestety udało się zgarnąć tylko jednego batona, za spędzenie chyba z kwadransa pełnego frustracji na stoisku z kendamą. Nie mam zdjęć jak strzyga i wiedźma skutecznie kendama, ale wyglądałyśmy zjawiskowo.



Za to mam zdjęcia z drugiej zabawy! Wyglądało to mniej więcej tak. Sadzano cię przed królikiem, narkotyzującym się dzieckiem, czy innym uroczym obrazkiem. Potem trzeba było mu się dokładnie przyjrzeć, po czym nakładało się maskę na oczy i próbowało ułożyć mu twarz. Jestem bardzo dumna z mojego królika, uważam że wygląda lepiej niż na początku.




Na tym skończyła się jakże aktywna część uczestniczenia w atrakcjach, obgadywania lolit kupujących brzydkie sukienki, oraz cosplayerów robiących brzydkie cosplaye (tak, tak, straszne z nas jędze) Więc co nam zostało? Zjeść całą japonię!

                                         Daifuku





Słodkie ciastko z ciasta ryżowego z nadzieniem z czerwonej fasoli. Nie przepadam za fasolą, w słodkiej wersji także mnie zbytnio nie przekonała. Farsz był bardzo "mączny" i dość mdły, a ciasto ryżowe kleiło się do palców i  smakowało jak niedogotowane pierogi. Chyba nie dałabym rady zjeść całego. 

Cena: 5 złotych






Udon




A dokładniej, lekki bulion rybny, z makaronem udon, szpinakiem, cebulą, kukurydzą i tempurą. Prawdę mówiąc, nic specjalnego. Smakował mi, ale nie zachwycił. A sam udon wygląda jak przerośnięte, spasłe owsiki, aczkolwiek smaczne owsiki!

Cena: 10 złotych





           Lody z Matchy

Były najlepsze z wszystkiego co zjadłam, aczkolwiek trochę się zawiodłam. Kiedyś miałam okazję spróbować makaroników z matchą i tam smak zielonej herbaty był wyraźnie wyczuwalny. Tutaj był bardzo delikatny, za bardzo.

Cena: 5 zł




Summa summarum było warto. Zjadłam, posiałam zamęt na Torwarze, podziękowałam japończykowi za widelec do zupki błyskawicznej, zrobiłam sobie zdjęcie w kimono, a nawet zostałam zaproszona na "afta parti" z sake. Koniec tego dobrego, w następnym miesiącu nigdzie nie wychodzę! Cały post został popełniony przy "Nowej Ex-Tradycji" Strzeżcie się latawców, wił, femin, topielic, strzyg i wiedźm (w szczególności tych fosforyzujących.)






Oho! Byłabym zapomniała! Niedawno zaniosło mnie na kanał The Food Emperor. Jestem oczarowana. Jeśli chcecie wiedzieć jak zrobić "kurwa niesamowite ciasto", "barana aż dupe urywa", czy "gołąbki popieprzone po szwedzku" to zapraszam. 

Przesiej tę mąkę. Nie bądź leniwym fjujem.
Asorune.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz